M8010 - niedostatki sił twórczych w wyrobach Unitry
- Zaloguj Zarejestruj się by odpowiadać
A ja Tobie Kreciku dziękuje żeś mnie "zmotywował" do poszukania właściwej instrukcji z rysunkiem złożeniowym K520 - czeka mnie całkowity demontaż a bez rysunków się bałem że nie złożę (kiedyś znałem ten mechanizm na "na pamieć" ale czas robi swoje ) . Miałem taką instrukcję w wersji papierowej ale pożyczyłem komuś ... na wieczne nigdy :(
Rolka w każdej wersji ma podobny docisk - różnią się tylko sprężyny, bo do soft-touchu jest ciut inna.
Rolka w każdej wersji ma podobny docisk - różnią się tylko sprężyny, bo do soft-touchu jest ciut inna.
Dzięki za ważne info :-).
Masz może na wierzchu którąś z tych sprężyn, żeby pstryknąć fotkę i wstawić tu ?
Chodzi mi o kąt rozłożenia ramion w spoczynku (nie o bezradność ani menela śpiącego pod monopolowym ;-)).
Trybologia to wbrew nazwie nauka nie o sprawności umysłowej ani też o kołach zębatych, tylko o tarciu i wszystkim, co jest bezpośrednio z nim związane.
Tarcie może być zbawienne w skutkach albo też odwrotnie. Zbawienność tarcia występuje chyba częściej niż jego zgubność i może dlatego na codzień nie zwracamy na to naszej uwagi. Nie jest dobrze, gdy z tego nawyku nie zauważamy, że bohaterem drugiego planu naszych kłopotów jest cicha odmiana tego zjawiska.
Serwisówka podaje docisk rolki 3,5N +/- 0,5N , czyli w przybliżeniu 360 Gramów plus minus 50 G. To IMHO już jest zastanawiająco dużo. W magnetofonach szpulowych, gdzie średnice rolek bywają 2...3 razy większe, ich osie są zwykle grubsze o tyle samo, wałki przesuwu mają 2...4 razy większe średnice a ich łożyska ślizgowe czasem jeszcze więcej, zwykle spotyka się zalecane siły docisku rolek od 400 do 900G, rzadko powyżej 1400G, sporadycznie 2000G, ale to już na łożyskach o dużej nośności.
Nośność łożyska ślizgowego zależy od kilku czynników - wymiarów, materiałów trących i gładkości ich powierzchni, prędkości względnej, rodzaju środka smarnego i temperatury pracy. Poza wymiarami i prędkością względną pozostałe czynniki w magnetofonach są podobne i na razie Nas nie interesują.
Przez nośność łożyska rozumie się największą stałą siłę przenoszoną w określonym kierunku, przy której łożysko nie dozna przedwczesnego zużycia ani defektu. Dla łożysk tocznych gwarantowany czas życia przy obciążeniu max. to 1000 000 obrotów (to bardzo krótkie życie, niech Was nie zmyli te 6 zer). Dla łożysk ślizgowych czas ten... no właśnie, zwykle jest nieokreślony. Generalnie oblicza i dobiera się je tak, żeby nie były powodem roszczeń gwarancyjnych odnośnie całej maszyny. Praktykę znamy - jedno auto przejedzie 100 000 km i silnik się rozleci na łożyskach, drugie innej marki 1 000 000 i nic się tam nie dzieje złego, jeździ dalej. Więc jakaś różnica gdzieś tkwi, albo może nawet kilka.
Zmierzyłem docisk rolki w tym 8010, już po osłabieniu sprężyny jest 470G. To ile było przedtem ? 600 ? Sprężyna nie nosiła żadnych śladów czyjejś ingerencji.
Ze skromnego doświadczenia wiadomo mi pi razy oko, ile może przenieść bez szkody łożysko o takich wymiarach. A tu sprawę pogarsza jeszcze dość znaczne ugięcie cienkiego wałka pod siłą docisku rolki, on nie jest prosty na odcinku pomiędzy punktami podparcia, co zwiększa tendencje do zacierania wskutek zmniejszenia powierzchni współpracy. I jeszcze spora odległość punktu jednostronnego przyłożenia tej siły od pierwszego łożyska, co mnoży ją w uproszczeniu zasadą dźwigni. Od drugiej strony, za łożyskami wałek jest bezlitośnie wyginany ciężarem koła zamachowego, przerażająco dużym jak na tak długi wałeczek fi 2,20.
Nie ma on tu lekko, właściwe to w ogóle nie powinno poprawnie pracować. Chyba, że tylko przypadkiem i też nie za długo.
Zdaje się, że rzeczywiście tak jest.
Kto nie słyszał narzekań na silniki w tych sprzętach ? A może to wcale nie wina silników ? Poczytajcie recenzje aukcji na znanych portalach, ten sam typ nowych silników (także od jednego sprzedawcy) jedni chwalą, inni dyskwalifikują jako wadliwe. Opisy tej "wadliwości" nie zostawiają wątpliwości co do jej przyczyny. Bo nie spotkałem ani nie potrafię sobie wymyślić takiego elektrycznego zjawiska w silniku, które powodowało by opisywane często ich "usterki" - powolne, nieregularne i losowe zmniejszanie prędkości obrotowej, nawet kilku egzemplarzy instalowanych z rzędu. Bardzo różne czasy ujawnienia i przebiegu tego efektu też wskazują jednoznacznie na... tarcie. Pewnie w suchych łożyskach 25 letniego leżaka magazynowego też, nie tylko w samym magnetofonie.
NIKT, no NIKT z zawiedzionych recenzentów słówka nie pisnął o smarowaniu takiego suchego leżaka. Sprzedający też nic, tylko tyle, że silniczek jest "NOWY". A nowy to znaczy domyślnie dla niemal wszystkich "założyć i musi hulać".
Jak widać, nie hula.
Czy kupilibyście taki też zupełnie nowy, nieużywany silnik, gdyby z zewnątrz był zupełnie zardzewiały?
A taki też zupełnie nieużywany, ładny z wierzchu, włączony "tylko na chwilę w celu sprawdzenia", ale z przytartymi łożyskami?
Obstawiam, że pierwszy bankowo nie, drugi zwykle tak. A ich zdatność do użytku może być przewrotnie odwrotna do wyglądu! Oby ten pierwszy nie był przytarty i wewnątrz nie naruszony korozją. Znów przejaw znanego i bardzo prawdziwego powiedzenia: "kupują oczy, nie głowa".
Uzupełnię: "kto smaruje, ten jedzie" ;-).
Ale nawet hojne smarowanie na niewiele się zda, gdy łożysko jest przeciążone. Użycie oleju o większej lepkości może trochę pomóc, ale to nadal jazda na krawędzi, niepewna i nie zawsze jest to słuszne rozwiązanie, nawet jako doraźne. Najwłaściwiej jest zmniejszyć obciążenie w krytycznym miejscu.
cdn.
Silnik tego magnetofonu piszczał przy nieco szybszym pokręceniu kółka pasowego palcami. To dobrze znany dźwięk od drgań generowanych w suchym, a więc stawiającym duży opór nieobciążonym łożysku ślizgowym. Rozrusznik w aucie znajomej też tak jęczy za każdym razem po wyprzęgnięciu zazębienia (koniec rozruchu), z tego samego powodu - saharyjskiej suszy w łożyskach.
Rozbieramy więc...
Gumki amortyzatora jeszcze OK. W razie, gdyby były nie OK, to można śmiało zastąpić je dobranym i przyciętym na wymiar jednym kawałkiem filcu technicznego. Trzeba dobrać tak, żeby nie było ani zbyt luźno ani za ciasno. Silnik nie powinien wyraźnie gubić względnej współosiowości z osłoną pod siłą od naciągu paska.
Na drugim zdjęciu koniec wałka silnika od strony komutatora. Tak wyglądał bezpośrednio po demontażu. Wyraźnie zatarty ze śladami przeniesienia materiału tulejki łożyskowej na powierzchnię wałka.
Po wytarciu szmatką widać, co się tam działo (nast. zdjęcie). Ten wałek nie jest z plasteliny, a jednak dookólne rysy są wyraźne. Po naprawczym polerowaniu i wymianie baryłki samoustawnego łożyska będzie pracował poprawnie jeszcze bardzo długo. Oby ani chwilki na sucho.
Od strony zdania napędu na wałku są widoczne jedynie nikłe ślady przytarcia (czwarta fotka). Tu jest dostęp bez rozbierania silnika i użytkownik przemyślnie zaopatrzył to miejsce w olej. Lepiej późno niż wcale.
Oglądamy szczotki (piąta focia), aby zorientować się co do przebiegu tego silnika. Brak śladów zużycia, bardzo małe ślady współpracy z komutatorem. To niemal nowy silnik. Nikły luz w przednim łożysku (tym smarowanym) potwierdza to spostrzeżenie.
Skoro mamy przed oczami dekielek ze szczotkami, to dodanie bezindukcyjnego kondensatora SMD 1206 47nF nie zaszkodzi (6). Te silniki mają dołączone do komutatora warystory wirujące razem z nim, bardzo skutecznie tłumiące przepięcia komutacyjne. Jeżeli nie są uszkodzone, a zespół szczotki-komutator też jest OK., to silniki te praktycznie nie "sieją" zakłóceniami. Tą cechą także przewyższają wiele innych, droższych markowych silników. Ten 47nF ułatwi pracę stabilizatorowi, tłumiąc trochę strome piki przełączeń, za którymi warystory mogą nie nadążać.
Warto poprawić niedoróbki producenta, bo to nie jest niemożliwe/nieopłacalne jak w wielu innych takich silnikach, gdyż są to uchybienia wykonawcze, nie projektowe. Projekt jest właściwie bez zarzutu.
Zaczynamy więc od impregnacji uzwojenia (7), które wykonawca pominął, pewnie z powodu astronomicznie wyśrubowanych wymagań księgowego/sekretarza partii/innego czubka co do ilości i kosztów produkcji.
Najzwyklejszy, jednoskładnikowy lakier do uzwojeń jest tu zupełnie wystarczający.
Cdn.
Operacją o fundamentalnym znaczeniu jest wyważenie dynamiczne wirnika. Można tego dokonać z bardzo dobrym wynikiem bez użycia niezwykle kosztownej wyważarki, potrzeba tylko sporo cierpliwości i pewnej metodyczności postępowania.
Metoda jest prosta: próby i błędy oraz kolejne przybliżenia. Do wirnika w losowym miejscu przylepiamy kulkę zimnej plasteliny wielkości na początek ziarnka gorczycy, mniej więcej pośrodku żłobka. Zamykamy ustawiony odpowiednio kątowo dekielek ze szczotkami (musi być przynajmniej w pobliżu strefy obojętnej komutacji) i włączamy ok. połowę napięcia znamionowego lub nawet nieco mniej (5...6V) z zabezpieczeniem nadprądowym. Pracujący silnik trzymamy w palcach, starając się zapamiętać jak bardzo i po której stronie bardziej się trzęsie. Potem ten plastelinowy prowizoryczny wyważnik przenosimy w inny żłobek i powtarzamy próbę. I tak aż do znalezienia miejsca na wirniku, gdzie wibracje są najsłabsze. Znakujemy to miejsce markerem i teraz zmieniamy objętość tego korekcyjnego wyważnika, aż do uzyskania braku wibracji przy pracy. Na koniec zmieniamy go na wyważnik z poxipolu o mniej więcej takiej samej objętości.
Czasem przy szczególnie niestarannie wykonanym wirniku (co w "Silmach" jest nagminne) trzeba użyć dwóch wyważników w dwóch różnych miejscach dla uzyskania zrównoważenia dynamicznego. Znajduje się je tą samą metodą.
Praca poprawnie wyważonego silnika trzymanego w palcach powinna być ledwo-ledwo wyczuwalna i niemal bezgłośna, tak na granicy wątpliwości, czy on w ogóle pracuje.
Amortyzatory jego zamocowania do wspornika są wówczas prawie zbędne, wystarczające są te wewnętrzne, nawet dorobione jako otulina z filcu w miejsce sparciałych gumowych fabrycznych.
Na zdjęciu już doklejony wyważnik docelowy z poxipolu, na drugim planie poglądowy z plasteliny dla pokazania przykładowej wyszukanej potrzebnej w tym przypadku jego objętości.
@Wojtek, Twój sprzęt chodzi jak Babcia przykazała ?
A nie lepiej wykorzystać czujnika zegarowego bić ?
Można, ale:
- trzeba by zbudować jakiś uchwyt o odpowiedniej, stałej podatności na silnik aby uzyskać powtarzalność pomiaru
- trzeba mieć pod ręką taki czujnik.
Jednak może się to opłacić, gdy mamy do wyważenia dużo silników. Zwłaszcza w pierwszej fazie procesu, gdy trzeba pamięciowo rozróżniać amplitudy drgań.
Przy pewnej wprawie i praktyce wykorzystanie kilkuset (czy nawet więcej) czujników, w które zaopatrzyła nasze dłonie Natura daje dużą oszczędność czasu.
A lepiej to zrobić w jakimś rozsądnym czasie, bo cierpliwości na dłużej może nie wystarczyć ;-).
Najbardziej oporny egzemplarz zajął mi 4 godziny, przeciętnie jest to godzinka i po krzyku.
Nie mogłem patrzeć na pewne miejsce w magnetofonie, musiałem coś z tym zrobić - obrazki 1 - 4 ;-).
Dwa przewody do żarówki pod kasetą, plączące się niebezpiecznie przy stykach sprężystych wyłącznika i ocierające się o sanki też nie dawały mi spokoju. Użyłem w ich miejsce cienkiego, nadzwyczaj elastycznego przewodu ekranowanego (druty linki przewodu i obwoju fi 0,03mm), gdyż daje on "dwa w jednym". W trzech punktach ustaliłem go cyjaczkiem, "Kropelką" (focie 5 - 7). Wprawdzie "Kropelce" do Loctite 401 trochę brakuje, ale i tak jest to zupełnie przyzwoity klej cyjanoakrylowy jak na tę cenę.
Po ile spotkaliście tubki 2 ml ? Przy kasie w markecie znanej sieci w kropeczki widziałem po 6 zeta, 200 metrów dalej w prywatnym spożywczym po 2,50 peelenów.
Ciekawe, po ile jest w L...u, hmm... Ponoć konkurencja pokonana. No nie wiem, nie wiem...
Ja mam taki czujnik: YT-72450, 35 złociszy. Kiedyś kupiłem do regulacji wtrysków.
Firma robi niezłe narzędzia.
Wróć po ten klej za 2,50 bo nigdzie taniej kropelki nie dostaniesz.
Zaraz go sobie obejrzę ;-)
Od 40 lat (43?) używam chińskiego czujnika, kupionego w sklepie narzędziowym w Wawce. W użyciu niemal codziennie, zero problemów, zero luzów. Może oni na początku, to znaczy przed tą wielką stłamszoną zadymą, mieli plany innej strategii gospodarczej ? Tani nie był, nie pożałowałem ani grosza jak dotąd.
Panowie, poproszę Was o listę wszystkich zauważonych mankamentów i występujących usterek mechaniki M7xxx, M8xxx i M9xxx, nawet takich jednorazowo zauważonych, tych mniej istotnych też.
Spiszemy to sobie dla rozeznania, Ok.?
Panią sklepową w spożywczaku znam od dawna, zamówi mi "Kropelkę" w tajemniczej hurtowni jakby co. Ilość dostępna pewnie "do oporu w busie" ;-).
Tajemniczość tej hurtowni polega głównie na tym, że nie wie nikt, która to ręka po producencie. Obstawiam, że nie mniej niż trzecia.
A ja przy okazji dowiedziałem się że M8010 pierwotnie nazywał się MDS-561 przynajmniej na papierze bo "żywego" nigdy nie widziałem ...
Ten, którego robię ma taką naklejkę wewnątrz, na wsporniku/ograniczniku koła zamaszystego. Pstryknę to przy sposobności.
- « pierwsza
- ‹ poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- …
- następna ›
- ostatnia »
Wieeelkie dzięki Panowie, pedeefa od ścigacza duchów ;-) już mam na dysku. Więc jest git :-).
Z serwisówką jest git, nie ze sprzętem.
Ze sprzętem to się grubsza afera kroi i rozprucie tajemnicy z obalaniem mitów, a być może nawet wypłatą odszkodowania i zadośćuczynienia niewinnie skazanemu ;-).
Ale o tym za chwilę, tylko policzę na szybkensa to i owo...